„Mam problem, z którym nie potrafię dać sobie rady. Mieszkam z dwiema kobietami – z żoną, na której mi bardzo zależy i z osiemdziesięcioletnią matką. Do tej pory stosunki między nimi były poprawne. Wszystko zaczęło się psuć od momentu, kiedy mama zniedołężniała i wymaga ciągłej opieki. Wreszcie żona zaproponowała, aby oddać ją do domu pomocy społecznej. Znalazłem się między młotem i kowadłem. Żona szantażuje mnie rozwodem, jeśli się nie zgodzę. Chciałbym uratować nasze małżeństwo i jednocześnie nie wyobrażam sobie, że mógłbym w taki sposób pozbyć się matki. Zwłaszcza, że sytuacja mieszkaniowa i finansowa naprawdę nas do tego nie zmusza. Jak z tego wybrnąć?”
Myślę, że jest to taki problem, który – chociaż do tej pory nie istniał -bardzo szybko stanie się pewnym kulturowym problemem w naszym kraju. Cały zachodni świat zachowuje się dokładnie w taki sposób, jakiego oczekuje od Pana Pańska żona. Wiekowi ludzie lądują w mniej lub bardziej wygodnych domach starców, gdzie opiekę nad nimi przejmują specjalistyczne, powołane do tego celu instytucje. Osobiście jestem skłonny przyjąć do wiadomości argumenty Pańskiej żony. Proszę ją zrozumieć. Ona po prostu chce pożyć. Niby dlaczego najlepsze lata swojego życia miałaby stracić na opiekowaniu się coraz bardziej zniedołężniałą staruszką?… Postawa, którą Pan prezentuje, jest klasycznym przykładem polskiego sentymentalizmu. Sentymentalizmu, który w moim odczuciu ma przed sobą jeszcze tylko kilka lat. Potem, niestety, trzeba będzie podejmować takie decyzje. Jeżeli rzeczywiście chce Pan uratować swoje małżeństwo, moim zdaniem ma Pan w tej chwili do wyboru dwie opcje: albo oddać matkę do jakiejś przyzwoitej instytucji opiekuńczej, albo tak urządzić życie, aby żona nie musiała poświęcać się dla uciążliwej starszej pani. Może Pan na przykład wynająć opiekunkę. Jedno jest w każdym razie pewne: musi Pan zapewnić pewną izolację swojej mamy od całej reszty rodziny. Po to, aby ta rodzina mogła dalej się rozwijać.